Klasa Id

Nasza Klasa.

Ogłoszenie

Sposób na wklejanie zdjęć z własnego kompa: 1. Wchodzisz na www.imageshack.us 2. Klikasz Przeglądaj wybierasz zdjęcie ze swojego komputera, klikasz otwórz 3. Wciskasz ikonkę "Host it!" 4. Kopiujesz link pierwszy od góry lub pierwszy link pod załadowanym zdjęciem, link ma już wszystkie potrzebne [img], więc śmiało wklejasz całość do swojego postu. Gotowe i proste.

#31 2008-05-16 16:00:03

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

W końcu Zdzichu wbrew działaczom postanowił za wszelką cenę zmienić klub na I ligowy. Miał propozycję ze Śląska lecz nie chciał być rezerwowym przy Kalinowskim. Przeszedł więc z Zagłębia do Zagłębia przenosząc się do Sosnowca. Okupił to jednak półroczną karencją. Wcześniej, 3.09.1974 zadebiutował w reprezentacji młodzieżowej w meczu z NRD w Tambach - Diethartz. Tu również stał się pewnym punktem reprezentacji, rywalizując z rezerwowym przyszłym bramkarzem Śląska Eugeniuszem Cebratem. Kostrzewa był też pewnym punktem Zagłębia. W 1976 roku trafił do reprezentacji B (debiut w meczu z Koreą Ludową podczas tournee po Azji). Przyszły też sukcesy. W lidze w sezonie 1976/77, tak udanym dla Śląska Zagłębie zajęło V miejsce w lidze a do podium zabrakło 2 punktów. Zagłębie straciło najmniej goli. W listopadzie 1977 był rezerwowym w I reprezentacji Polski w meczu ze Szwecją we Wrocławiu. W 1977 i 1978 Zagłębie dwukrotnie zdobywało Puchar Polski. Działo się to dzięki znakomitej postawie Kostrzewy. Przy pierwszym sukcesie Zagłębie w całych rozgrywkach Pucharu Polski straciło zaledwie 1 bramkę, rok później 2!!! Dodatkowo awans do finału w 1978 nastąpił po udanych interwencjach Kostrzewy w meczu oraz serii rzutów karnych w meczu z Legią (obronił jedenastkę Marka Kusty), a w ćwierćfinale właśnie Kostrzewa "zatrzymał" Śląsk. Postawa bramkarza Zagłębia spowodowała, że zajął on VII miejsce w plebiscycie na piłkarza wiosny 1978, a 5.04.1978 zadebiutował w I reprezentacji Polski w meczu z Grecją w Poznaniu. Razem z kolegami klubowymi Wojciechem Rudym i Włodzimierzem Mazurem znaleźli się w kadrze na argentyński Mundial. Kostrzewa, wówczas młody 22 letni zawodnik większość spotkań oglądał z trybun, a w meczach z Argentyną i Brazylią był rezerwowym.

Po Mistrzostwach za namową Pawłowskiego postanowił wrócić w rodzinne strony. Złożył podanie do Śląska lecz Zagłębie nie wyrażało zgody na transfer. Kostrzewa trafił do Śląska ale dopiero po rocznej karencji. Stracił rok w okresie najlepszej dyspozycji. W swym pierwszym sezonie wywalczył ze Śląskiem brązowe medale za III miejsce w lidze (tyle samo punktów co II Widzew). W Pucharze UEFA zaliczył wpadkę 2:7 z Dundee United. Po tym meczu trenera Leńczyka zastąpił Jan Caliński. Przebudował on drużynę wprowadzając do składu młodzież z mistrzowskiej drużyny juniorów. Śląsk z pozycji outsidera (2 punkty na koncie na początku października) zaczął marsz w górę tabeli. Na koniec rundy jesiennej Śląsk był już X, a sezon zakończył na IV pozycji mając tyle samo punktów co trzecie Szombierki, 1 punkt mniej niż wicemistrz Widzew oraz 3 punkty straty do mistrza Widzewa. Śląsk stracił tylko 28 goli (trzeci wynik w lidze) co jest dużą zasługą Kostrzewy, który wystąpił w 24 spotkaniach. Wrócił też do reprezentacji. W maju 1980 był rezerwowym w meczu ze Szkocją. Potem zagrał po 1 meczu w I reprezentacji Polski u trenera Kuleszy w 1980 (z Algierią) i Piechniczka w 1981 (z Irlandią) w obu przypadkach zmieniając Piotra Mowlika. U Kuleszy był etatowym rezerwowym. Grał też w reprezentacji B.

W marcu 1982 w meczu z Zagłębiem Sosnowiec odniósł kontuzję i na jego miejsce w Śląsku wskoczył Jacek Jarecki i stał się rewelacją rozgrywek, będąc kandydatem do wyjazdu na hiszpański Mundial. Podczas zgrupowania kadry nielegalnie pozostał za granicą. I tu smutna refleksja - obaj ci świetni bramkarze już nie żyją. A Kostrzewa miałby teraz zaledwie 47 lat a Jarecki 44. Po wyjeździe Jareckiego Kostrzewa był podstawowym bramkarzem. Wiosną 1983 w meczu z Cracovią doznał kontuzji, co z kolei dało szansę debiutu w Śląsku Januszowi Jedynakowi. W następnym sezonie bronili na zmianę a latem 1984 Kostrzewa przeszedł do beniaminka II ligi Ślęzy Wrocław. Wrocławianie stworzyli ciekawą drużynę opartą na zawodnikach ze Śląska. Niekwestionowaną gwiazdą zespołu był Kostrzewa - stał się on ulubieńcem kibiców, którzy wtedy przychodzili na stadion przy ul. Wróblewskiego i był jednym z najlepszych bramkarzy w lidze. W trakcie sezonu 1986/87 wyjechał do Australii i występował tam w Polonii Melbourne. Grał tam bardzo dobrze i należał do najlepszych graczy w lidze. W latach 90-tych grywał już rekreacyjnie i równolegle pracował w jednej z fabryk. Niestety tragiczny wypadek latem 91 przerwał jego życie przed upływem 36 lat. Cześć jego pamięci!!!

Zdzisław Kostrzewa 24 razy grał w reprezentacji juniorów, 21 w młodzieżowej 3 w B i 3 w A (15 razy był rezerwowym). Rozegrał blisko 200 spotkań w I lidze, 80 w II i 8 w europejskich pucharach.

Offline

 

#32 2008-05-16 16:02:20

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Tadeusz Pawłowski
Kolejny odcinek przedstawia najlepszego strzelca Śląska w historii jego występów I ligowych i pucharowych oraz zawodnika, który rozegrał w barwach Śląska najwięcej spotkań w ekstraklasie.

Tadeusz Pawłowski - dla wielu obecnych kibiców kojarzony przede wszystkim z nieszczęsnym niewykorzystanym rzutem karnym w meczu z Wisłą w 1982 roku. Niesłusznie i niesprawiedliwie. Pawłowski to przede wszystkim najlepszy strzelec w historii klubu (w lidze i pucharach) oraz jeden z najlepszych piłkarzy. Grał w pomocy i w ataku. Był jak już wspomniałem świetnym strzelcem. Dobrze wyszkolony technicznie, grał bardzo mądrze. W latach 70-tych tworzył świetną linię pomocy z Faberem, Erlichem, Z. Garłowskim, Olesiakiem, potem wprowadzał do drużyny Tarasiewicza, Prusika i Pękalę. Najlepiej jednak rozumiał się z Januszem Sybisem. Akcje tej dwójki były bardzo efektowne, padło po nich wiele goli. Obaj zresztą strzelili ich dla Śląska ponad 200. Takiego tandemu w Śląsku nie było i chyba już nie będzie.

Karierę zaczynał we wrocławskim Pafawagu. Od początku przejawiał duży talent. Od najmłodszych lat imponował skutecznością. Już w wieku 16 lat grał z seniorami. Był czołowym strzelcem drużyn juniorów. Trafił do reprezentacji Polski juniorów i zadebiutował w niej 11.09.1970 w meczu z NRD w Zabrzu. Było to podczas Turnieju Nadziei Olimpijskich, cyklicznej imprezie juniorów rozgrywanej między krajami z bloku socjalistycznego (Polska zajęła w tym roku II miejsce). Debiut wypadł bardzo pomyślnie, Pawłowski strzelił jedną bramkę a jednym z jego partnerów był Janusz Sybis. W tym czasie był już zawodnikiem Zagłębia Wałbrzych. W 1971 roku zajął z tym klubem III miejsce w lidze i zadebiutował w rozgrywkach Pucharu UEFA. W tamtych rozgrywkach strzelił jedną bramkę. W swoim pierwszym sezonie był objawieniem. Grał bardzo dobrze, strzelał bramki. Kolejny rok przyniósł następne sukcesy w kadrach młodzieżowych. W pierwszym półroczu uczestniczył w Turnieju UEFA (Mistrzostwa Europy Juniorów). Polacy wywalczyli brązowe medale za III miejsce, a Pawłowski jako kapitan drużyny wystąpił we wszystkich 5 spotkaniach strzelając 1 bramkę oraz celnie strzelając z 11 metrów konkursie rzutów karnych w meczu o III miejsce z Hiszpanią (strzelił też 1 gola w eliminacjach). 15.10.1972 zadebiutował w reprezentacji młodzieżowej w meczu z Czechosłowacją i znowu zdobył bramkę. Jego rewelacyjna postawa została doceniona przez trenera Górskiego. Pawłowski znalazł się w kadrze na Igrzyska Olimpijskie. Do Monachium jednak nie pojechał - trener Górski zabrał ze sobą 18 zawodników a 4 czekało w pogotowiu w kraju. Wśród nich był Pawłowski a także Kalinowski. Na początku 1973 roku Pawłowski ożenił się. Ten fakt spowodował zastój w jego karierze. Jak sam mówi przystosowanie do nowego trybu życia zabrało mu trochę czasu. W 1974 roku wywalczył jednak z młodzieżówką III miejsce na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy.

W sezonie 1973/74 Zagłębie spadło z ligi a Pawłowski w całym sezonie strzelił tylko 3 gole. Po sezonie chcąc grać w ekstraklasie postanowił zmienić klub. Nie obyło się bez zamieszania. Pawlowski najpierw złożył podanie o zwolnienie do Górnika Zabrze. Po krótkim czasie zmienił zdanie i postanowił przenieść się do ŁKS. Przeprowadził się nawet do Łodzi. Nie dostał jednak zwolnienia z Zagłębia, które go zdyskwalifikowało. Z pomocą przyszedł Śląsk, który szybko załatwił wszelkie formalności transferowe. Pierwszy mecz w nowym klubie rozegrał dopiero w listopadzie. Już w drugim swoim występie zdobył bramkę. W nowym środowisku szybko wrócił do dawnej dyspozycji.

W pierwszym swym sezonie wywalczył ze Śląskiem III miejsce w lidze strzelając 7 bramek. Po raz pierwszy w 1975 roku usiadł na ławce rezerwowych w meczu reprezentacji A (z NRD). Wystąpił także w reprezentacji olimpijskiej w meczu z USA. Rozpoczynał się okres dużych sukcesów Śląska. Debiut w Pucharze UEFA również wypadł udanie - Wrocławianie awansowali do III rundy a Pawłowski był z 4 bramkami najlepszym strzelcem drużyny, jako jedyny pokonał słynnego bramkarza Liverpoolu Raya Clemence`a. Był to pierwszy przypadek w historii polskiej klubowej piłki, że debiutant awansował do III rundy!!! W następnym sezonie Śląsk wywalczył Puchar Polski (2 gole Pawłowskiego w drodze do finału) i trafił do reprezentacji seniorów. W kadrze trenera Górskiego zadebiutował 6.05.1976 zmieniając Lechosława Olszę w meczu z Grecją w Atenach. 5 dni później ponownie zmienił Olszę w meczu ze Szwajcarią. 10.06.76 w meczu drugich reprezentacji z Koreą Ludową strzelił gola. Na Igrzyska Olimpijskie do Montrealu jednak nie pojechał, choć był w szerokiej kadrze. Piłka Nożna w podsumowaniu roku 1976 uznała Pawłowskiego II prawym pomocnikiem w kraju (za piłkarzem roku Henrykiem Kasperczakiem), przyznając mu klasę reprezentacyjną.

Offline

 

#33 2008-05-16 16:03:39

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Sezon 1976/77 był najlepszy w historii Śląska. W Pucharze Zdobywców Pucharów Śląsk awansował aż do ćwierćfinału (2 gole Pawłowskiego) a w kraju Świętowano Mistrzostwo (5 bramek)!!! Trener Gmoch jednak nie przepadał za piłkarzami Śląska (grał u niego stale tylko Żmuda, choć drużyna odnosiła sukcesy). U niego Pawłowski wystąpił tylko raz, w 1977 z Boliwią. W 1978 Śląsk zdobył wicemistrzostwo Polski, tracąc zaledwie 1 punkt do mistrzowskiej Wisły (2 gole Pawłowskiego). Od sezonu 1979/80 zaczął coraz częściej grać jako ofensywny pomocnik lub napastnik. Było to bardzo udane posunięcie. Pawłowski zaczął seryjnie strzelać bramki w lidze. Trener Kulesza, który w przeciwieństwie do poprzedniego selekcjonera miał duże zaufanie do piłkarzy Śląska. Oprócz Żmudy stałe miejsce miał Sybis, grali też Kostrzewa, Faber i Pawłowski, który jesienią 1979 wystąpił w meczach z Libią i Rumunią. W tymże sezonie 1979/80 Śląsk wywalczył III miejsce w lidze ustępując wicemistrzowskiemu Widzewowi tylko nieznacznie różnicą bramek a Pawłowski został wicekrólem strzelców ekstraklasy (16 goli). W następnym sezonie znów różnica bramek nie pozwoliła Śląskowi zająć miejsca na ligowym podium (do II miejsca zabraklo 1 punktu) W końcu nastąpił pamiętny sezon 1981/82. Na półmetku rozgrywek prowadzili beniaminkowie Gwardia Warszawa i Pogoń Szczecin, wiosną rewelacyjnie grał Śląsk oraz obrońca tytułu - Widzew. Wrocławianie wygrywali kolejne mecze, ale bezpośrednią konfrontację w Łodzi przegrali 2:1, właśnie po golu Tadka. Pawłowski był najlepszym strzelcem Śląska. W meczu ze Stalą Mielec nie wykorzystał jednak rzutu karnego. Tytuł mistrzowski ważył się do ostatniego meczu. Na 4 kolejki przed końcem rozgrywek Śląsk miał 3 punkty przewagi (za zwycięstwa przyznawano wtedy 2 punkty). W 27 kolejce doszło do bezpośredniej konfrontacji pretendentów do mistrzostwa. W Łodzi Śląsk przegrał z Widzewem 2:1 (gol Pawłowskiego). W następnej kolejce Śląsk wygrał z Górnikiem 2:0 (też bramka Tadka), a Widzew przegrał w Warszawie z Gwardią 0:1 i wszystko wróciło do normy. W przedostatniej serii spotkań Widzew wygrał z Arką 2:0, a Śląsk przegrał w Mielcu 3:1. Przed ostatnią kolejką Śląsk miał 39 punktów a Widzew 38. Śląsk grał u siebie z mającą spokojny ligowy byt Wisłą, a Widzew grał na wyjeździe z zagrożonym spadkiem Ruchem Chorzów. Wydawało się, że tytuł mistrzowski wróci po 5 latach do Wrocławia. Pewnych tego był komplet Widzów na stadionie przy ul. Oporowskiej (plus wszystkie balkony w blokach przy Grabiszyńskiej oraz szczelnie zapełniona górka Pafawagu) oraz w sumie prawie cały Wrocław. Niestety Widzew zremisował a Śląsk przegrał z Wisłą 0:1 a Pawłowski nie strzelił w tym meczu karnego. Tytuł pojechał do Łodzi. Kibice swą złość skupili na kapitanie Śląska Tadku Pawłowskim. Z biegiem lat wyszły na jaw prawdziwe kulisy tego spotkania. Mecz ten był "obstawiany" zarówno przez Śląsk jak i przez Widzew - obie drużyny próbowały załatwić z piłkarzami Wisły "przyjazną" dla nich postawę. "Negocjatorem" ze strony Śląska był właśnie Pawłowski (w Wiśle Zdzisław Kapka). Ustalono wszystkie szczegóły, łącznie ze sposobem ewentualnego strzelania przez Śląsk karnego. Tymczasem piłkarze Wisły byli także "mobilizowani" przez Widzew. Od początku meczu Wisła, ku zaskoczeniu wszystkich zaatakowała i strzeliła dość szybko bramkę. Wszyscy jednak naiwnie wierzyli, że będzie dobrze. Gdy sędzia podyktował karnego dla Ślaska Pawłowski strzelił tam gdzie miał strzelać. Bramkarz Adamczyk wiedział jak bronić i ostatecznie pogrążył Śląsk. Gdyby Pawłowski wykorzystał karnego byłby wielkim bohaterem, tak stał się w oczach rozżalonych kibiców głównym winowajcą. Pawłowski wyjechał do Francji jednak transfer nie wypalił. Wrócił do Śląska, był rezerwowym w meczu Pucharu UEFA z Servette Genewa we Wrocławiu, i wystąpił w jednym meczu ligowym. Często jednak spotykał się z niechęcią kibiców. Wkrótce przeniósł się do Admiry Wiedeń. W lidze austriackiej grał z powodzeniem kilka lat. Karierę kończył w Casino Begrenz. Tam też był trenerem.

Po zakończeniu kariery został trenerem. Szkolił austriackie drużyny seniorów i juniorów. W trakcie sezonu 1992/93 objął będący w ciężkiej sytuacji Śląsk. Jego asystentem został Janusz Sybis. Znowu para Pawłowski - Sybis była w Śląsku!!! Wiele osób zastanawiało się jak przyjęty we Wrocławiu będzie Pawłowski. Czas jednak leczy rany i nikt nie miał do niego pretensji. Dodatkowo Tadek podbił serca kibiców jednym gestem - po każdym meczu piłkarze podchodzili podziękować kibicom (ten zwyczaj dopiero wchodził na polskie stadiony). Razem z piłkarzami pod trybuny podchodził trener Śląska. Przez następnych 10 lat tylko czasem Stanisława Świerka stać było na taki gest. Pawłowski wprowadził wiele ożywienia w grę Śląska. Niestety nie czuł "pewnych klimatów" i układów. Śląsk spadł z I ligi a Pawłowski jeszcze przed zakończeniem sezonu (prowadził Śląsk w 15 meczach) wrócił do Austrii. Mówi się, że odszedł, gdyż nie chciał zgodzić się na odsunięcie od drużyny kilku doświadczonych graczy, podejrzanych o nieczystą grę. Nie zerwał jednak kontaktów ze Śląskiem. To on załatwił leczenie po ciężkich kontuzjach Mirkowi Drączkowskiemu i Radkowi Żabskiemu, załatwił pracę Mandziejewiczowi i Nocce itd. Tradycje rodzinne kontynuował jego syn - grał w napadzie i występował także w meczach reprezentacji Austrii. Obecnie Pawłowski jest trenerem Polaru Wrocław.

Offline

 

#34 2008-05-16 16:06:09

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Tadeusz Pawłowski 20 razy wystąpił w reprezentacji juniorów (8 goli), 21 w młodzieżowej (7 goli), 6 w B (1 gol) i 4 w A (5 razy był rezerwowym). Dla Śląska strzelił ponad 100 bramek - jest najlepszym strzelcem w historii klubu w I lidze - 63 gole (78 ogółem) i w europejskich pucharach - strzelił w nich 13 bramek, w tym 12 dla Śląska (1 w Pucharze Mistrzów, 2 w Pucharze Zdobywców Pucharów i 10 w Pucharze UEFA). Przez długi czas był to trzeci wynik w Polsce i najlepszy w Pucharze UEFA. W pucharach rozegrał 24 mecze (21 w barwach Śląska). Strzelił także 3 gole w Pucharze Polski i 3 w Pucharze Intertoto.

Offline

 

#35 2008-05-16 16:07:44

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Zdzisław Kostrzewa
Tekst ten będzie niejako kontynuacją poprzedniego odcinka, kiedy prezentowałem sylwetkę Zygmunta Kalinowskiego. Dziś chciałbym przedstawić jego nie mniej dobrych następców, bramkarzy srebrnej drużyny Śląska z 1982 roku - Zdzisława Kostrzewę i Jacka Jareckiego. Zwłaszcza pierwszy z nich został opisany przeze mnie wyjątkowo osobiście. Niestety obaj bramkarze nie żyją, mimo że żaden z nich nie ukończyłby teraz 50 roku życia. W tym tekście chciałbym złożyć swego rodzaju hołd tym świetnym bramkarzom, a Zdzichowi Kostrzewie podziękować za postawę jako człowieka.

Zdzisław Kostrzewa - następca Kalinowskiego w Śląsku, bardzo dobry bramkarz, również uczestnik Mistrzostw Świata. Tu muszę wtrącić osobistą refleksję - w 1984 roku jako początkujący kibic zaprosiłem na lekcję wychowawczą w mojej szkole Zdzisława Kostrzewę (później gośćmi w naszej szkole byli także Ryszard Tarasiewicz i Paweł Król). Zdzichu okazał się niesamowicie interesującym człowiekiem. Bardzo barwnie i ciekawie opowiadał o swojej karierze, Mundialu w Argentynie, swoich celach, wartościach itd. W zasadzie dzięki niemu zainteresowałem się na poważnie piłką nożną. Bez niego pewnie nie byłoby Jacko. Chciałbym mu za to tu podziękować bo osobiście już nigdy tego nie zrobię. Potem zapamiętałem go jako nie tylko świetnego bramkarza, ale przede wszystkim super człowieka. Zawsze gdy się go spotkało, czy to gdzieś na ulicy czy na stadionie można było z nim porozmawiać - nigdy nie unikał kibiców. Ja zapamiętałem sytuację gdy rok później, zamiast na pielgrzymkę ósmych klas do Częstochowy pojechałem do Radomia na II ligowy mecz Ślęzy z Radomiakiem. Wychodząc na rozgrzewkę Zdzichu zobaczył mnie, młodego smyka, ukrytego pośród widzów. Zszedł z boiska, podszedł do mnie na trybuny i zaproponował, żebym wracał z nimi autokarem. Zawsze szanował kibiców. Taki był Zdzisław Kostrzewa. Ale był on też dobrym zawodnikiem. Nie był wysoki ale imponował refleksem i świetną sprawnością i pewnym chwytem. Grał bardzo efektownie. Był także specjalistą od obrony rzutów karnych. W całej swojej karierze obronił 49 rzutów karnych. Niestety jego kariera nie rozwinęła się na miarę jego talentu. Gdy był w wieku juniora, czy gdy miał 22 lata przepowiadano mu, że będzie następcą Tomaszewskiego. Niestety tak się nie stało. Swoją drogą zadziwiające jest jak przez 10 lat przy naszym byłym złotoustym bramkarzu z Łodzi ginęły inne talenty. Spory wpływ miały problemy przy zmianach barw klubowych.

Kostrzewa urodził się we Wrocławiu. Od dziecka jego pasją była piłka nożna. Od początku grał na bramce. Jak mówił żartem - to dlatego, że nie lubił biegać. Opowiadał też anegdotę jak podczas jednego z meczów międzydzielnicowych, chcąc mieć prawdziwe bramki z siatkami, Kostrzewa przyniósł z domu .... firanki. Gdy podrósł postanowił zapisać się do piłkarskiego klubu. Mieszkał na Psim Polu, 200 metrów od domu był stadion II ligowego wówczas Lotnika. Tam też w 1968 roku mały Zdzichu stawiał pierwsze piłkarskie kroki. Szybko odkryto jego talent. W wielu 15 lat grywał już w drużynie seniorów. Trafił też do kadry narodowej. 15.10.1972 zadebiutował w reprezentacji juniorów w meczu z Rumunią w Kutnie. Z miejsca na 3 lata stał się podstawowym zawodnikiem reprezentacji. W 1973 roku wraz z reprezentacją juniorów Wrocławia wywalczył złoty medal na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży a on sam został uznany najlepszym bramkarzem turnieju ( w finale obronił 2 rzuty karne).

Po tym sukcesie przeszedł do Zagłębia Wałbrzych. Zastąpił tam złotego medalistę z Monachium Mariana Szeję a spotkał późniejszych kolegów ze Śląska Józefa Kwiatkowskiego i Tadeusza Pawłowskiego (późniejszego swojego szwagra). Szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie mimo że za konkurenta miał doświadczonego byłego reprezentanta młodzieżówki Jana Matyska (ojca Adama). W klasyfikacji Talenty Piłki Nożnej zajął jako 18 latek IV miejsce wśród bramkarzy. Żaden jego rówieśnik nie był wtedy tak wysoko. Wiele zmienił w karierze Kostrzewy rok 1974. Wiosną uczestniczył w Turnieju UEFA (Mistrzostwa Europy Juniorów), następnie poznał gorycz spadku z ekstraklasy. W II lidze grał półtora roku. Wiele klubów zabiegało o niego lecz Zagłębie nie chciało pozbyć się swego najlepszego bramkarza. W pierwszym sezonie nie udał się szturm na awans, mimo bardzo dobrej postawy Kostrzewy.

W końcu Zdzichu wbrew działaczom postanowił za wszelką cenę zmienić klub na I ligowy. Miał propozycję ze Śląska lecz nie chciał być rezerwowym przy Kalinowskim. Przeszedł więc z Zagłębia do Zagłębia przenosząc się do Sosnowca. Okupił to jednak półroczną karencją. Wcześniej, 3.09.1974 zadebiutował w reprezentacji młodzieżowej w meczu z NRD w Tambach - Diethartz. Tu również stał się pewnym punktem reprezentacji, rywalizując z rezerwowym przyszłym bramkarzem Śląska Eugeniuszem Cebratem. Kostrzewa był też pewnym punktem Zagłębia. W 1976 roku trafił do reprezentacji B (debiut w meczu z Koreą Ludową podczas tournee po Azji). Przyszły też sukcesy. W lidze w sezonie 1976/77, tak udanym dla Śląska Zagłębie zajęło V miejsce w lidze a do podium zabrakło 2 punktów. Zagłębie straciło najmniej goli. W listopadzie 1977 był rezerwowym w I reprezentacji Polski w meczu ze Szwecją we Wrocławiu. W 1977 i 1978 Zagłębie dwukrotnie zdobywało Puchar Polski. Działo się to dzięki znakomitej postawie Kostrzewy. Przy pierwszym sukcesie Zagłębie w całych rozgrywkach Pucharu Polski straciło zaledwie 1 bramkę, rok później 2!!! Dodatkowo awans do finału w 1978 nastąpił po udanych interwencjach Kostrzewy w meczu oraz serii rzutów karnych w meczu z Legią (obronił jedenastkę Marka Kusty), a w ćwierćfinale właśnie Kostrzewa "zatrzymał" Śląsk. Postawa bramkarza Zagłębia spowodowała, że zajął on VII miejsce w plebiscycie na piłkarza wiosny 1978, a 5.04.1978 zadebiutował w I reprezentacji Polski w meczu z Grecją w Poznaniu. Razem z kolegami klubowymi Wojciechem Rudym i Włodzimierzem Mazurem znaleźli się w kadrze na argentyński Mundial. Kostrzewa, wówczas młody 22 letni zawodnik większość spotkań oglądał z trybun, a w meczach z Argentyną i Brazylią był rezerwowym.

Offline

 

#36 2008-05-16 16:08:44

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Po Mistrzostwach za namową Pawłowskiego postanowił wrócić w rodzinne strony. Złożył podanie do Śląska lecz Zagłębie nie wyrażało zgody na transfer. Kostrzewa trafił do Śląska ale dopiero po rocznej karencji. Stracił rok w okresie najlepszej dyspozycji. W swym pierwszym sezonie wywalczył ze Śląskiem brązowe medale za III miejsce w lidze (tyle samo punktów co II Widzew). W Pucharze UEFA zaliczył wpadkę 2:7 z Dundee United. Po tym meczu trenera Leńczyka zastąpił Jan Caliński. Przebudował on drużynę wprowadzając do składu młodzież z mistrzowskiej drużyny juniorów. Śląsk z pozycji outsidera (2 punkty na koncie na początku października) zaczął marsz w górę tabeli. Na koniec rundy jesiennej Śląsk był już X, a sezon zakończył na IV pozycji mając tyle samo punktów co trzecie Szombierki, 1 punkt mniej niż wicemistrz Widzew oraz 3 punkty straty do mistrza Widzewa. Śląsk stracił tylko 28 goli (trzeci wynik w lidze) co jest dużą zasługą Kostrzewy, który wystąpił w 24 spotkaniach. Wrócił też do reprezentacji. W maju 1980 był rezerwowym w meczu ze Szkocją. Potem zagrał po 1 meczu w I reprezentacji Polski u trenera Kuleszy w 1980 (z Algierią) i Piechniczka w 1981 (z Irlandią) w obu przypadkach zmieniając Piotra Mowlika. U Kuleszy był etatowym rezerwowym. Grał też w reprezentacji B.

W marcu 1982 w meczu z Zagłębiem Sosnowiec odniósł kontuzję i na jego miejsce w Śląsku wskoczył Jacek Jarecki i stał się rewelacją rozgrywek, będąc kandydatem do wyjazdu na hiszpański Mundial. Podczas zgrupowania kadry nielegalnie pozostał za granicą. I tu smutna refleksja - obaj ci świetni bramkarze już nie żyją. A Kostrzewa miałby teraz zaledwie 47 lat a Jarecki 44. Po wyjeździe Jareckiego Kostrzewa był podstawowym bramkarzem. Wiosną 1983 w meczu z Cracovią doznał kontuzji, co z kolei dało szansę debiutu w Śląsku Januszowi Jedynakowi. W następnym sezonie bronili na zmianę a latem 1984 Kostrzewa przeszedł do beniaminka II ligi Ślęzy Wrocław. Wrocławianie stworzyli ciekawą drużynę opartą na zawodnikach ze Śląska. Niekwestionowaną gwiazdą zespołu był Kostrzewa - stał się on ulubieńcem kibiców, którzy wtedy przychodzili na stadion przy ul. Wróblewskiego i był jednym z najlepszych bramkarzy w lidze. W trakcie sezonu 1986/87 wyjechał do Australii i występował tam w Polonii Melbourne. Grał tam bardzo dobrze i należał do najlepszych graczy w lidze. W latach 90-tych grywał już rekreacyjnie i równolegle pracował w jednej z fabryk. Niestety tragiczny wypadek latem 91 przerwał jego życie przed upływem 36 lat. Cześć jego pamięci!!!

Zdzisław Kostrzewa 24 razy grał w reprezentacji juniorów, 21 w młodzieżowej 3 w B i 3 w A (15 razy był rezerwowym). Rozegrał blisko 200 spotkań w I lidze, 80 w II i 8 w europejskich pucharach.

Offline

 

#37 2008-05-16 16:10:08

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Joachim Stachuła
Dla wielu kibiców to nazwisko może być nieznane. Śpieszę więc z wyjaśnieniem: jest to strzelec pierwszej w historii Śląska bramki w ekstraklasie, celnie wykonując rzut karny w meczu z Gwardią Warszawa 19.08.1964 r. Grał w pomocy i w ataku. Był groźnym strzelcem, często wykonywał stałe fragmenty gry.

Jest wychowankiem Kolejarza Katowice, skąd trafił do Wałbrzyskiego Zagłębia. Służbę wojskową odbywał w Śląsku. W sezonie 1963/64 Wywalczył ze Śląskiem historyczny awans do I ligi strzelając w tym sezonie 5 goli. W swoim pierwszym roku w ekstraklasie zdobył 9 bramek. Wkrótce trafił do młodzieżowej reprezentacji Polski. W 1966 r przeszedł do Zagłębia Wałbrzych, występującego wówczas pod nazwą Thorez (kopalnia patronacka klubu). 2 lata później ponownie świętował awans do I ligi (13 goli). W 1971 r wywalczył z Zagłębiem III miejsce w lidze, najlepsze w historii klubu, premiowane startem w Pucharze Miast Targowych (poprzednik Pucharu UEFA). Stachuła strzelił wtedy 2 gole. Wcześniej, 30.04.1969 wystąpił w I reprezentacji Polski w meczu z Turcją w Ankarze (3:1 dla Polski). Po zakończeniu kariery Joachim Stachuła został trenerem wałbrzyskich drużyn.

Joachim Stachuła 8 razy grał w reprezentacji młodzieżowej (3 gole) raz w B i raz w A. Strzelił 26 goli w II lidze i 18 w ekstraklasie

Offline

 

#38 2008-05-16 16:12:12

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

a teraz nasz najlepszy pilkarz w historii
Marian Szeja jest legendą naszego klubu. Wyśmienity bramkarz przez 13 !! sezonów bronił barw naszego klubu...

   MARIAN SZEJA (bramkarz)
Data urodzenia 20.08.1941

Miejsce urodzenia  Siemianowice

Wzrost i waga 183 cm / 83 kg

Reprezentacja
(Mecze / Bramki)
17 / 0

Przebieg kariery 1955-1960 - Unia Kędzierzyn
1960-1973 - Zagłębie Wałbrzych
1973-1974 - Metz (Francja)
1974-1980 - Auxerre (Francja)

Sukcesy Mistrz Ligi Dolnośląskiej 1962
Mistrz Ligi Dolnośląskiej 1964
Mistrz II Ligi 1968
Brązowy Medal I Ligi 1971
Złoty Medal Olimpijski 1972
Finalista Pucharu Francji 1979
Mistrz II Ligi Francuskiej 1980

Offline

 

#39 2008-05-16 16:13:50

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Po 35 latach Marian Szeja otrzymał nareszcie złoty medal olimpijski.
W 1972 roku bramkarz Zagłębia Wałbrzych pojechał z reprezentacją biało-czerwonych na Igrzyska Olimpijskie do Monachium. Cały turniej przesiedział jednak na ławce rezerwowych, kibicując kolegom, którzy wywalczyli złoty medal. Wałbrzyski bramkarz ostatecznie odebrał krążek dopiero ostatnio w Chorzowie.

- Dawniej obowiązywały inne zasady, że medale należą się tylko występującym na boisku. Później uznano, że ma do nich prawo cała ekipa. To jednak rozciągnęło się w czasie, ale najważniejsze, że w końcu złoty krążek trafił do mojej kolekcji trofeów - opowiada Marian Szeja

- Zostałem zaproszony na mecz eliminacyjny Polska - Belgia w Chorzowie. Po jego zakończeniu, na specjalnej uroczystej konferencji, złoty medal wręczył mi prezes PZPN <ichał Listkiewicz. Okoliczność ta przywołała dawne wspomnienia i wzruszenia. Jestem dumny, że uznano mnie za członka "złotej drużyny" Kazimierza Górskiego - opowiada Szeja.

Offline

 

#40 2008-05-16 16:15:07

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Wałbrzyszanin Marian Szeja, były bramkarz piłkarskiej reprezentacji Polski, razem z Orłami Górskiego był na igrzyskach w Monachium w 1972 roku. Razem z kolegami zdobył tytuł mistrzowski. Ale przez lata odmawiano mu praw olimpijczyka, a mistrzowskiego medalu nie dostał do dziś. Oprócz medalu nie przyznano mu też wtedy renty olimpijskiej.

- Bo na turnieju byłem rezerwowym bramkarzem - tłumaczy Marian Szeja. - Oficjalnie mistrzem olimpijskim zostałem po igrzyskach w Barcelonie w 1992 roku. Polscy piłkarze sięgnęli wtedy po srebro i renty olimpijskie za medal przyznano również rezerwowym zawodnikom.
W Monachium złote krążki dostali tylko zawodnicy grający w meczu finałowym. Działacze polskiej ekipy nie zapoznali się z regulaminem i nie wiedzieli, że można dokupić medale dla rezerwowych. Trzeba było tylko zapłacić po sto marek za sztukę. Gafa została naprawiona dwa lata później. Zmiennicy otrzymali kopie medali. Niestety, przy ich rozdzielaniu znowu pominięto Mariana Szeję.
Dzięki interwencji naszej redakcji, błąd sprzed lat będzie naprawiony. Pomoc w zdobyciu medalu dla olimpijczyka z Wałbrzycha obiecali nam Michał Listkiewicz, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, i Grzegorz Lato, piłkarski mistrz olimpijski z Monachium.
- Postanowiłem, że PZPN sfinansuje wykonanie kopii złotego medalu olimpijskiego dla Szei - wyjaśnia Michał Listkiewicz. - Planujemy wręczyć go Marianowi przed jednym z meczów reprezentacji Polski.
- Nie wiedziałem, że Szeja nie dostał medalu - przyznaje zakłopotany Lato, który dzisiaj na posiedzeniu zarządu PZPN przekaże swój medal do zrobienia kopii. Zlecenie w ciągu kilku dni trafi do jednej z firm jubilerskich. Władze PZPN chcą zdążyć ze zrobieniem medalu przed 17 listopada. W tym dniu na Stadionie Śląskim w Chorzowie odbędzie się mecz reprezentacji Polski i Belgii. To spotkanie może przypieczętować awans naszych piłkarzy do mistrzostw Europy.
Jeśli PZPN nie zdąży, Szeja dostanie medal przed kolejnym meczem reprezentacji w Polsce. - Lepiej późno niż wcale - nie kryje radości i wzruszenia nasz mistrz olimpijski.
Jak dodaje, przed tym wydarzeniem ma jednak ogromną tremę

Offline

 

#41 2008-05-16 16:18:54

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Wybieram się do Chorzowa na mecz z Anglią. Z okazji 85-lecia PZPN odbędzie się spotkanie wszystkich reprezentantów. Obok mnie z Wałbrzycha, zaproszeni zostali Włodek Ciołek i Joachim Stachuła – mówi Marian Szeja.

Bramkarz Zagłębia Wałbrzych trzykrotnie powoływany był na spotkania z Anglią. Zagrał dwukrotnie – w 1966 roku.

- 5 stycznia w Liverpoolu zabrakło nam 16 minut do zwycięstwa (1:1). 5 lipca w Chorzowie straciliśmy gola w 14 min (Hunt) i tak już zostało do końca. Pojedynek 6 czerwca 1973 roku obserwowałem z ławki rezerwowych. A towarzystwo miałem znakomite: Lato, Kasperczak, Maszczyk i Antek Szymanowski – wspomina Szeja.

Dramat Włodka
Już w 7 min. objęliśmy prowadzenie. Robert Gadocha uderzył z wolnego i piłka znalazła się w siatce. Niektóre źródła przypisały bramkę Banasiowi. Ale po wielu latach Bobby Moore, tuż przed śmiercią, wyjawił, że to on ostatni dotknął piłki. W 47 min. Moore – kapitan Anglików – popełnił fatalny błąd. Włodzimierz Lubański ograł go jak dziecko i po chwili Peter Schilton był bezradny.

- Przed meczem Kaziu Górski mówił: ostrożność, ostrożność i jeszcze raz ostrożność. Myśmy się do tych słów dostosowali. Anglicy nie. Włodek pograł jeszcze 7 minut. Po jednym z podań Roy McFarland bezpardonowo zaatakował jego nogę. Na stadion wjechała karetka. Przerwa trwała kilka minut. Po ostatnim gwizdku 90 tys. widzów ogarnął szał. Myśmy się także cieszyli. Po kolacji w hotelu Katowice rozjechaliśmy się do domów – dodaje Szeja.

Przyjaciel Roux
Była to ostatnia przygoda Szei z kadrą. Później na 7 lat wjechał do Francji, do Auxerre. Wrócił bawił się trenowaniem. Ale zdrowie zaczęło szwankować.

- W Polsce lekarze chcieli mi amputować lewą nogę. Byłem załamany. Gu Roux, człowiek instytucja w AJ Auxerre, zadzwonił do mnie i powiedział krótko: „Marian, wsiadaj w samolot. Coś poradzimy”. W Paryżu, pod okiem fachowców pracujących dla Formuły 1, przeszedłem dwie operacje. Byłem w szpitalu najpierw 22 dni, a następnie 25. Przeprowadzono mi nawet przeszczep z biodra do stopy. Za wszystko zapłacił klub. A dodam, że jeden dzień w szpitalu to wydatek około 1200 USD. Roux wytłumaczył to tak: „Marian, jak ty grałeś nie było pieniędzy. Teraz są, więc nie ma sprawy”. Dziś mogę chodzić, a nawet gdybym chciał, pewnie bym zatańczył. Wróciłem do żywych – kontynuuje Szeja.

W tym roku były reprezentant Polski znowu wybiera się do Francji. Auxerre zaprosiło go wraz z żoną na 2-tgodniowe wczasy w dowolne miejsce kraju leżącego na Loarą i Sekwaną. To się nazywa wdzięczność.



Z kontry
- Jak mamy zagrać z Anglią ? Z kontry. Nie stać nas na otwartą walkę i wymianę ciosów. Po prostu rywale dysponują większym potencjałem. Ale wierzę, że na Stadionie Śląskim będzie atmosfera, jak za moich czasów – kończy Szeja.

Offline

 

#42 2008-05-16 16:21:46

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Po zdobyciu przez Polskę złotego medalu Olimpijskiego w 1974 roku ukazała się książka pt.: „Wielki Finał, czyli opowieść o drodze polskich piłkarzy do złotego medalu olimpijskiego”. W tej książce, będącej pracą zbiorową  kilku autorów, przedstawiono również sylwetkę naszego bramkarza... 

MARIAN SZEJA
Złoty medal olimpijski był pięknym ukoronowaniem kariery 31-letniego goalkipeera z Wałbrzycha, najlepszą nagrodą za lata wyrzeczeń, wytężonej pracy, ustawicznej walki z przeciwieństwami losu. Ale też nie będzie chyba ani krzty przesady w stwierdzeniu, że mało który z reprezentacyjnych piłkarzy ostatnich lat – tak jak Szeja zasłużył na podobne wyróżnienie. Szczególnie zaś przeglądając listę bramkarzy trudno oprzeć się wrażeniu, iż obok Huberta Kostki, stanowił on najwybitniejszą indywidualność na tej pozycji i gdyby ominęły go uroczyste chwile na Stadionie Olimpijskim w Monachium, byłaby to rażąca niesprawiedliwość losu.

Sam Szeja zapewne przeszedłby nad nią do porządku dziennego. W ciągu kilkunastu lat występów na boisku zdążył się już oswoić z tym, że zazwyczaj w decydujących momentach szczęście odwracało się od niego plecami, niemal zawsze skazany na łaskę i niełaskę fortuny. Znacznie częściej, niestety na niełaskę. Nawet wtedy, gdy bywał powoływany do kadry narodowej, jego awans wiązał się przeważnie z niepowodzeniami innych kolegów bramkarzy, którym przecież życzył jak najlepiej. Korzystanie z okazji powstałej w skutek czyjegoś pecha nie należy do rzeczy przyjemnych. Zaś wówczas, kiedy rzeczywiście znajdował się w wysokiej formie, ba, nie miał właściwie w kraju konkurentów, nie potrafił do siebie jakoś przekonać selekcjonerów. I to mimo „zaliczanych” przynajmniej na ocenę dobrą egzaminów w reprezentacji. Jeśli dodać jeszcze do tego kontuzje z niewytłumaczalną, wyjątkowo perfidną systematycznością nawiedzające bramkarza z Wałbrzycha, wówczas otrzymamy pełny obraz jego niełatwej sportowej drogi.

Pierwsze kontakty z piłką nawiązał jako kilkuletni szkrab w rodzinnych Siemianowicach. Już wtedy postanowił, iż zostanie bramkarzem – marzyła mu się sława Janika, Jurowicza i innych ówczesnych asów występujących w kostiumach nr 1. Ale powodów tej decyzji nie należy bynajmniej dopatrywać się wyłącznie w zafascynowaniu małego chłopca powietrznymi paradami czołowych goalkeeperów. Przede wszystkim podziwiał przykład wyniesiony z domu. Marian Szeja miał starszego blisko dwadzieścia lat brata Rudolfa, którego starał się we wszystkim naśladować. A tenże brat występował właśnie w bramce i spisywał się całkiem nieźle, wchodził bowiem w skład pierwszej drużyny chorzowskiego „Ruchu”. On też jako pierwszy zapoznawał Mariana z tajnikami bramkarskiego fachu. Kiedy rodzina Szejów po pewnym czasie przeniosła się do Kędzierzyna, młodszy z braci stwierdził, iż jest już dostatecznie dorosły by zapisać się do klubu. Chociaż liczył dopiero 10 lat, udało mu się przekonać rodziców i wkrótce został członkiem miejscowej „Unii”. Stał się w ten sposób kolegą klubowym... Rudolfa, który opuścił „Ruch” i zasilił szeregi trzecioligowca z Kędzierzyna. W „Unii” szybko zwrócono uwagę na Mariana Szeję. Trudno zresztą było nie dostrzec wielce utalentowanego chłopaka, imponującego rzadko spotykaną sprawnością i refleksem. Przewyższał też rówieśników pracowitością. Bez sportu nie mógł żyć. Zimą, kiedy sekcja piłkarska zapadała w sen, przypinał łyżwy i grał w hokeja. Podobno całkiem nieźle. Ale to była dlań tylko namiastka, zabawa uprawiana po to, by mięśnie nie odzwyczaiły się od wysiłku. Wszystkie swoje nadzieje łączył z zieloną murawą i wkrótce miały nadejść pierwsze osiągnięcia. Praktycznie jeszcze jako dziecko zadebiutował w najlepszej jedenastce „Unii”, by w wieku zaledwie 14 lat znaleźć w niej stałe miejsce. Rzadki to wypadek w polskim piłkarstwie i nic dziwnego, że zaczęli się nim interesować działacze z sąsiednich województw.

Czas jakiś jeszcze bronił barw „Unii”, lecz w końcu uległ namowom i przeniósł się do Wałbrzycha. Wstąpił do „Górnika Thorez”, znanego obecnie pod nazwą „Zagłębia”. Klubowi temu jest wierny do dziś. Kiedy jednak doń przychodził, nic nie zapowiadało jeszcze takiej pozycji w polskim piłkarstwie, jaką „Zagłębie” ma obecnie. Za dużą sensację poczytano awans do ćwierćfinałów Pucharu Polski w 1963 roku. Szeja zresztą w tym sukcesie nie miał wielkiego udziału – leczył kolejną kontuzję.

W Wałbrzychu zaaklimatyzował się szybko, niebawem stał się wyróżniającym zawodnikiem, podziwiano jego odważną , często brawurową grę. Lecz skłonność do ryzyka nie uchodzi bezkarnie. Odnosi wstrząs mózgu i przez blisko rok jest wyłączony z gry. Później różnego rodzaju urazy powtarzają się wielokrotnie. Przychodzi jednak wreszcie sezon, w którym Marian Szeja może zademonstrować pełną gamę swych umiejętności. W roku 1965, gdy „Thorez” występuje w II lidze, bezustannie ukazują się w prasie meldunki o rewelacyjnej formie bramkarza zespołu z Wałbrzycha. W każdym meczu należy do najlepszych na boisku. Zwracają na niego uwagę szkoleniowcy PZPN gorączkowo poszukujący następcy Edwarda Szymkowiaka. Szeja trafia do kadry narodowej i 24 października rozgrywa pierwszy mecz w reprezentacji Polski. Nie była to poważna próba. Nasz zespół pokonał Finlandię 7:0, gra toczyła się niemal wyłącznie na połowie przeciwnika.

Offline

 

#43 2008-05-16 16:23:01

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Ale już następny występ Mariana Szei w drużynie narodowej ma diametralnie inny charakter, przysparza mu wiele chwały. 5 styczna 1966v roku Polacy zmierzyli się w Liverpoolu z Anglią i zdołali z jedenastka Alfa Ramseya, która pół roku później sięgnęła po mistrzostwo świata, zremisować 1:1. Bohaterem spotkania był właśnie Szeja. Obronił niezliczona ilść trudnych strzałów i tylko raz skapitulował przed wspaniałymi Anglikami, co było zasługującym na wielkie uznanie wyczynem.

Gospodarze atakowali z furią. Nasz zespół zepchnięty do defensywy bronił się rozpaczliwie goniąc resztkami sił, ale bramkarz, często pozostawiony sam sobie, spisał się doskonale. Nazajutrz tamtejsza prasa informowała, że mecz Anglia – Szeja zakończył się remisowo. To był chyba najlepszy występ piłkarza z Wałbrzycha w dotychczasowej karierze. W tym samym roku zagrał jeszcze przeciwko Węgrom, Brazylii (na słynnej Maracanie!) oraz ponownie Anglii, ale zarzucono mu, że w każdym z tych spotkań zawinił przynajmniej jedna bramkę i w efekcie „wypadł” z kadry. Eksperci twierdzili, iż jest niedostatecznie wyszkolony technicznie, gra zbyt staromodnie, wreszcie, że brak mu psychicznej odporności – broni dobrze tylko wtedy, gdy na początku meczu uda mu się interwencja w trudnej sytuacji.

Przez pięć lat bezskutecznie starał się powrócić do reprezentacji, zdobyć na nowo zaufanie. Gdy jednak osiągnął wysoką formę, kontuzje przekreślały wszystkie zamierzenia. W gronie kadrowiczów znalazł się dopiero jesienią 1971 roku, gdy Jana Tomaszewskiego obwołano głównym winowajcą warszawskiej porażki z NRF. Wrócił więc w momencie niełatwym i ryzykownym. Bał się czy i jego nie spotka los kolegi. Ale po meczu z Hiszpanią, a zwłaszcza po świetnej grze w Hamburgu, w rewanżu z NRF, nikt nie wyrażał obiekcji co do przydatności Mariana Szei w zespole. On zaś czuł, że stanął przed wielką szansą, której nie wolno wypuścić z rąk.

Resztę znamy...

Offline

 

#44 2008-05-16 16:27:49

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

Z receptariusza olimpijskiego lekarza
10 listopada 1971

Następnym przeciwnikiem już w grupie eliminacyjnej była Hiszpania. Pojechaliśmy w nieznane, do Gijon i jak na złość trafiliśmy na złą pogodę, niespotykaną tam o tej porze roku (początek listopada). Zacinał deszcz ze śniegiem, gdy zawodnicy wychodzili na boisko.

Na marginesie warto zwrócić uwagę, że deszcz towarzyszył nam od pierwszego do ostatniego spotkania. W Poznaniu, gdy graliśmy z Grecją nad stadionem szalała potworna ulewa. Potem aż do finału w Monachium deszcz często się wtrącał do naszych pojedynków.

Powróćmy jednak do Gijon: Hiszpanie rzucili się na nas z furią, jakiej się nie spodziewano. Co to znaczy doping własnej publiczności ?!

W czasie przerwy, w szatni Grzegorz Lato spojrzał na bramkarza Mariana Szeję i mówi:

- Marian! Krew ci leci z kolana.

Oglądam kolano Szei. Rana dość głęboka. Co robić? Zmienić bramkarza? Nie! Opatrunek, ochraniacze i na boisko. Po kilku udanych interwencjach Marian zapomniał o bólu. Zresztą prowadzimy 1:0 i wygrywamy spotkanie 2:0. Po meczu jedziemy do szpitala, bo rana jest głęboka i trzeba ją zszyć. Zakładam kilka szwów, podaję surowicę przeciwtężcową. Dopiero teraz Marian odczuwa ból.

Cieszymy się ze zwycięstwa, ale jesteśmy trochę zawstydzeni, bo nie było transmisji telewizyjnej do kraju, właśnie na skutek złych warunków atmosferycznych

Offline

 

#45 2008-05-16 16:28:54

MAzi GKS

Thorez to pały ja sądze tak.

12670573
Zarejestrowany: 2008-05-15
Posty: 166
Punktów :   

Re: GKS ZAGLEBIE WALBRZYCH

ZBIGNIEW SZŁYKOWICZ (napastnik)
Data urodzenia 01.11.1943

Miejsce urodzenia  Taboryszki

Wzrost i waga 174 cm / 71 kg

Reprezentacja
(Mecze / Bramki)
0 / 0

Przebieg kariery 1957-1964 - Sokół Ostróda
1964-1968 - Warmia Olsztyn
1968-1974 - Zagłębie Wałbrzych
1974-1978 - Auxerre (Francja)
1978-1981 - Beaune (Frnacja) 

Sukcesy Mistrzostwo II Ligi 1968
Brązowy Medal I Ligi 1971

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.rtv-agd.pun.pl www.pzw-milicz.pun.pl www.bn606.pun.pl www.dolinasmoka.pun.pl www.cbmpolska.pun.pl